Zgromadzenie Sióstr
Franciszkanek Misjonarek Maryi
Prowincja Europy Środkowej i Wschodniej

W znanej modlitwie franciszkańskiej są trochę inne słowa, ale ponieważ nasze życie pełne jest paradoksów, jak pełna ich jest Ewangelia, to i te dwa zdania tylko pozornie są sprzeczne.

Prawdziwości tego pierwszego (biorąc, dajemy) doświadczyłyśmy tak szczególnie w czasie tegorocznej pielgrzymki do Częstochowy. Wyruszyłyśmy z Warszawską Akademicką Pielgrzymką Metropolitarną 5 VIII, do Częstochowy doszłyśmy 14 VIII.

W pielgrzymce tej brało udział około 3 tysięcy pielgrzymów. A nas z siostrami było pięć. Trzy z nas szły w grupie franciszkańskiej, dwie w grupie harcersko-jezuickiej i choć grupy bardzo różne, doświadczenie bardzo podobne: wspólnota, życzliwość, radość, otwartość.

W pielgrzymce idziemy do określnego celu, w tym przypadku była to Jasna Góra, sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, która jest szczególną Patronką Polski. Jednak już od początku drogi słyszeliśmy słowa, że tak naprawdę cel nie jest tu najważniejszy (!), że ważna jest sama droga. Nie chodzi o oczekiwanie, że coś się wydarzy w Częstochowie, ale, że tu i teraz może się dużo wydarzyć. Tak było. Wydarzyło się wiele spotkań. Był czas, aby z ludźmi, z którymi wspólnie wędrowaliśmy porozmawiać o rzeczach ważnych i mniej ważnych, wspólnie poszukać odpowiedzi na pytania lub wspólnie odkryć, że nie znamy odpowiedzi. Była możliwość spotkać ludzi, którzy nas przyjmowali, udostępniali swoje podwórka, łazienki, karmili, a przy okazji dzielili się swoim życiem i cieszyli się, że mogli komuś podać kubek wody (i nie tylko) ze względu na Chrystusa. Była możliwość być z pasterzami naszej grupy, którzy, tak po franciszkańsku, dawali świadectwo braterskich relacji we Wspólnocie. Można się było spotkać? ze sobą, ze swoimi słabościami, bólami, swoimi intencjami i gorliwością lub jej brakiem. No i był to bardzo ważny czas spotkania z Bogiem w Jego Słowie, obficie nam głoszonym każdego dnia, w sakramentach, we Wspólnocie, w modlitwie takiej osobistej. Ja odkryłam, po raz kolejny, że ważne jest, aby umieć brać, przyjmować, bo to daje tym, którzy obdarowują radość, poczucie, że są potrzebni. Za każdym razem, gdy spotykałam się z taka życzliwością, miałam poczucie, że Ci wszyscy ludzie w jakiś sposób idą z nami, choć nie wychodzą z domu, to jednak przez swoją dobroć, jakoś uczestniczą w pielgrzymce. Pielgrzymka pokazała mi (znów po raz kolejny) jak ważna jest wdzięczność i że nie ma ubóstwa bez wdzięczności. Aby dziękować, trzeba mieć świadomość, że nic mi się nie należy i że potrzebuję innych, a z drugiej strony, że są inni, bracia i siostry, z którymi mogę się podzielić tym, co otrzymałam.

Mówi się, że pielgrzymka jest obrazem Kościoła. Piękny to Kościół, stale w drodze?

Jadwiga Stawaruk FMM

?Przynoszę to, co mam: jestem Twój!?

Po raz pierwszy miałam okazję uczestniczyć w pielgrzymce do Częstochowy. Słowa z hymnu naszej franciszkańskiej grupy podnosiły mnie na duchu, że pomimo odcisków, obolałych nóg, zmęczenia, wilgoci w namiocie ?. z radością i nieskończenie wdzięcznym sercem dotarłam do Maryi. Gdyby na Jasnej Górze nie było takiego tłumu, chętnie posiedziałabym u Niej ? nawet bez słów, ponieważ żadne słowo nie byłoby w stanie wyrazić ogromniej wdzięczności za to, co w drodze otrzymałam. Pierwszy raz też uczestniczyłam w czymś takim jako siostra ? w habicie i welonie. Dla mnie było to niesamowite doświadczenie. Jak bardzo jest dla ludzi ważna obecność siostry! Podchodzili do mnie starsi ludzie i pytali mnie o motywację, dzielili się swoim życiem, życiem ich dzieci i wnuków ? Młodsi zadawali przeróżne pytania, opowiadali o swoich trudnościach, zmaganiach. Później dziękowali (i myślałam sobie: ?Ciekawie, dlaczego mi dziękują ??), prosili o modlitwę ? Uważali mnie za siostrą, która ?zna? się na życiu, chociaż jestem dopiero na samym początku i sama czuję się we wszystkim zielona. Ale dla ludzi nasza obecność naprawdę była niezwykle ważna. Teraz już się cieszymy odwiedzinami dziewcząt które poznałyśmy na szlaku. I przez to wszystko już w drodze i później na samym celu moje serce cichutko śpiewało Magnifikat. Czuło bowiem, jak wielkie rzeczy czyni mi Bóg: przez sam fakt, że mnie wybrał i też przez to, że mogę już w samym stroju zakonnym i swoją obecnością świadczyć o Nim i Jego miłości.

Nowicjuszka Ana ŠuŠtar

 Dla mnie to było również pierwsze doświadczenie pieszej pielgrzymki. I było to naprawdę piękne przeżycie, mimo że wieczorem trzeciego dnia pod wpływem zmęczenia stwierdziłam że zgodziłam się na coś takiego po raz ostatni J. Ten czas wspólnej wędrówki, wspólnego wysiłku, który podejmujemy w drodze do jednego celu teraz wspominam bardzo dobrze ? przede wszystkim ze względu na tą wspólnotę która wśród nas powstała (mimo że nasza grupa, wchodząc na Jasną Górę liczyła ok. 650 osób), na nowe znajomości, na hojność i ciepło mieszkańców wiosek, które mijaliśmy po drodze? Ze względu też na doświadczenie tego, jak Pan, rękami tych ludzi, których stawia na naszej drodze, chce zaspokoić jak najlepiej nawet najmniejsze nasze potrzeby.

Bracia Franciszkanie zadbali również o piękną liturgię, - tak że w te 10 dni uformował się z nas niezły chór. J Te godzinne próby po całym dniu wędrowania chyba nikogo nie nużyły ? bo przecież to wszystko dla Tego, który tak troskliwie nas tą drogą prowadzi.

Nowicjuszka Anastasia Koleynik

 ?Szara!?

Tak właśnie nazywa się grupa harcersko-jezuicka, w której było mi dane pielgrzymować. Łączyła w sobie te dwie specyfiki: harcerską i jezuicką. Pięknym doświadczeniem dla mnie, jako byłej harcerki, było to, że ciągle młodzi mają w sobie tyle pasji! Chcą żyć, chcą kochać... Niepowtarzalne w tej grupie jest to, że posiłki (śniadania i kolacje) pielgrzymi przygotowują sami. A duchowość ignacjańska objawiała się poprzez codzienną medytację, konferencje o rozeznawaniu i rachunek sumienia.

To był naprawdę niesamowity czas - czas spotkania - z samym sobą i drugim człowiekiem.

Nowicjuszka Lidia Piecyk

Jakbyś  żył, jakbyś kochał, gdybyś się nie bał?

W naszej grupie każdy dostał koszulkę z takim napisem. To pytanie brzmiało w moich uszach podczas pielgrzymki, podczas konferencji, które głosił o. jezuita Roman Groszewski. Zaskoczona byłam również stwierdzeniem, iż największym wrogiem człowieka jest lęk.

Jakbym żyła, jakbym kochała, gdybym się nie bała? To pytanie, które mnie konfrontowało i konfrontuje mnie teraz, po pielgrzymce. Jak chcę żyć, jak chcę kochać, czym się kieruję w moich wyborach?

Z wdzięcznością za ten czas łaski, za doświadczenie braterstwa i życzliwości  w grupie jezuicko-harcerskiej.

s. Aldona Sieroda, fmm