Zgromadzenie Sióstr
Franciszkanek Misjonarek Maryi
Prowincja Europy Środkowej i Wschodniej

Maria od Ducha Świętego, Marie d'€™Erceville, Francuska urodziła się 18 maja 1844 r. Jej rodzina należała do starej arystokracji francuskiej, posiadającej wielką fortunę. Jednak głównym jej bogactwem były chrześcijańskie cnoty. Jej ojciec Ernest d'€™Erceville służył jako oficer w marynarce francuskiej a matka Henriette udzielała się w dziełach apostolskich, które pomagały misjom. Mieli troje dzieci. Najstarszy Charles, Maria przyszła FMM i Jean, który wstąpił do Jezuitów. Była to rodzina szczęśliwa i pełna pokoju. Życie upływało im miedzy zamkiem w Vulaines a rezydencją w Paryżu. Maria zdecydowała już 4 marca 1857 r., że zostanie siostrą zakonną. Miała wtedy 13 lat.

Swoje pragnienie zrealizowała mając 20 lat wstępując do sióstr Maryi Wynagrodzicielki, gdzie otrzymała imię Marii od Ducha Świętego. W nowicjacie w Tuluzie spotkała Marię od Męki Pańskiej. W marcu 1865 r. obie miały wyjechać jako nowicjuszki do Madury, ale rodzice Marii od Ducha Świętego nie zgodzili się na tak szybki wyjazd ich córki do nieznanego kraju, prosząc by poczekano z tym do osiągnięcia przez nią wieku dojrzałości. Opuściła więc Francję w sierpniu 1866 r i szczęśliwie dotarła na miejsce.

 

Dnia 3 maja 1867 r. złożyła pierwsze śluby, tego samego dnia co Maria od Męki Pańskiej, ale w innym domu. W tym samym roku została asystentką domową w Tuticorin, gdzie Maria od Męki Pańskiej została przełożoną. Następnie zajęła się prowadzeniem rekolekcji i innych dzieł. Była mistrzynią nowicjuszek indyjskich sióstr w 1869 r., radną prowincjalną i admonitrice (upominającą) dla Marii od Męki Pańskiej jako prowincjalnej.

Była w wielkiej duchowej zażyłości z Marią od Męki Pańskiej, która bardzo ceniła jej rady będące owocem modlitwy i bardzo prawego, lojalnego sumienia. Maria od Męki Pańskiej ceniła ją za bardzo rygorystycznie zachowywane ubóstwo i pełne umartwień życie, które połączone było ze wspaniałomyślnym miłosierdziem. Była ona gotowa do każdej ofiary, wymagająca od siebie, ale wyrozumiała dla słabości drugich.

Śluby wieczyste złożyła 15 stycznia 1871 r. razem z Marią od Męki Pańskiej w Tuticorin. Wspólne przygotowanie do tej ceremonii jeszcze bardziej umocniło ich duchową jedność. Maria od Ducha Świętego przez cały czas pisała swój osobisty dziennik, w którym widać jej wysiłki, by pogłębiać swoje życie duchowe w męczącym klimacie i w niesprzyjającej sytuacji na misjach. Nauczyła się biegle języka tamilskiego i uczyła go innych, dawał lekcje katechizmu. Pomagały jej w tym siostry indyjskie. Gdy otrzymała z Francji pomoce do nauczanie głucho-niemych, nauczał języka migowego młode dziewczyny i tę metodę przeniosła na nauczanie w języku tamilskim.

Dnia 25 kwietnia 1872 r. przeżyła radość spotkania ze swoją matką, która przybyła z Francji przez Cejlon do portu w Tuticorin ze swoim synem Jean’em, który rozeznawał swoje powołanie. Pani d'€™Erceville została przyjęta przez wspólnotę sióstr i pozostał u nich aż do października 1872 r. dzieląc z nimi proste życie i nawiązując głęboką duchową przyjaźń z Marią od Męki Pańskiej. Po powrocie do Francji pisała: "Często myślę o Matce, o moim pobycie w Indiach, o dobrym życiu, które tam wiodłam poznając Wasze zwyczaje. Ciągle Was wspominam".

Podczas pobytu w Madurze Henrietta zauważyła wielkie ubóstwo w jakim żyły Wynagrodzicielki i zaczęła wspaniałomyślnie razem ze swoim mężem je wspomagać materialnie. Trzy domy w Madurze wspomagała pieniężnie oraz przesyłając całe wyposażenie do kaplic. Wysłała też figurkę Matki Bożej Admirabilis, która znajduje się w oratorium w Ootacamund i przed którą Maria od Męki Pańskiej żegnała się z siostrami opuszczając Indie w listopadzie 1876 r. Pani d'€™Erceville wyjeżdżając na początku października 1872 r. z Indii pozostawiła tam swojego syna Jean’a, który zdecydował się wstąpić do Jezuitów i rozpoczął swój nowicjat w Indiach. Rodzina d’Erceville miała wielkie zaufanie u Marii od Jezusa d’Oultremont, generalnej Wynagrodzicielek i kilkakrotnie pośredniczyła w załatwianiu spraw związanych z misjami.

W czerwcu 1876 r. Maria od Ducha Świętego został przełożoną w Trichinopoly i była pierwszą zakonnicą, która opuściła Wynagrodzicielki i z trzema towarzyszkami udał się do Ootacamund. Pod koniec listopada 1876 r. była wybrana, by towarzyszyć Marii od Męki Pańskiej w drodze do Rzymu. Jednak przybycie w góry braci de Guigné, którzy mieli powrócić do Europy najbliższym statkiem, było przyczyną zmiany. I to ich matka, Maria od Niepokalanego Serca popłynęła na miejsce Marii od Ducha Świętego.

Mimo, że państwo d'€™Erceville byli bardzo związani z Jezuitami w Madurze, to znając sytuację sióstr Wynagrodzicielek od 1872 r. wsparli Marię od Męki Pańskiej w momencie separacji. Poinformowani o planach córki, o jej podróży do Rzymu, i potem mimo zmiany decyzji, udali się do Wiecznego Miasta, gdzie służyli pomocą Marii od Męki Pańskiej i jej towarzyszkom w zakładaniu pierwszych fundacji. Towarzyszyli siostrom w podróży do Francji i znalezieniu domu na nowicjat. Siostry zostały przyjęte prawie na dwa miesiące w ich domu w Paryżu.

W maju 1877 r. Maria od Męki Pańskiej rozważała czy wezwać Marię od Ducha Świętego do Europy, by zajęła się formacją pierwszych nowicjuszek czy mianować ją przełożoną misji, gdyż była przewidziana nowa fundacja w Coimbatur wymagająca nowej organizacji misji. Zdecydowała w końcu, by Maria od Ducha Świętego wróciła do Europy w październiku 1877 r. W liście z podróży Maria od Ducha Świętego pisała: "Chciałabym być prawdziwą Misjonarką Maryi, ponieważ spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność, bo jestem jedną z pierwszych w Zgromadzeniu. Zmiana domu zawsze ułatwia zmianę życia, obym umiała skorzystać z tej okazji".

W Saint-Brieuc, tak jak w Madurze została radną prowincjalną, szczerą i mocną przyjaciółką, służącą radami Marii od Męki Pańskiej we wszystkich trudnościach u początków Zgromadzenia. Ze swej strony Maria od Ducha Świętego ubogacała się wielkimi walorami osobowości Marii od Męki Pańskiej. "Bardzo się kochamy - pisała Maria od Ducha Świętego do rodziców - ale wiemy, że tylko jedna z nas ma to, co potrzeba, by być założycielką, szczególnie w sytuacji, w której się znajdujemy i patrząc na przeżyte cierpienia, które pozostawiły w naszych duszach głębokie rany".

W kwietniu 1880 r. znalazła się u boku Marii od Męki Pańskiej podczas jej drugiej podróży do Rzymu, by wyjaśnić sytuację młodego Zgromadzenia. We wrześniu tegoż roku zajmowała się zaadoptowaniem Châtelets, które jej ojciec kupił na nowicjat Misjonarek Maryi. Pełna energii wraz nowicjuszkami posługiwała się motyką i grabiami, by porządkować teren, dając przykład wielkiego oddania i zaangażowania się w sprawę. Maria od Męki Pańskiej wspierała ją w tej pracy, która nie była dostosowana do jej natury: "Zarządzaj domem nie tak, jak ty chcesz, ale na miarę warunków w jakich się znajdujesz. By nie tyle było to do zaakceptowania zgodnie z twoją naturą, ale tak jak Bóg chce".

Maria od Ducha Świętego towarzyszyła Marii od Męki Pańskiej również w jej trzeciej podróży do Rzymu w czerwcu 1882 r., podczas której powstała fundacja św. Heleny. Maria od Ducha Świętego dzieliła wszystkie troski nowo założonego domu, żyjąc w wielkim ubóstwie i dzieląc życie w pierwszych tygodniach nowej wspólnoty. Bardzo psotna i jednocześnie bardzo duchowa, z paryską werwą zabawiała siostry na pierwszych rekreacjach w domu św. Heleny, na maleńkim podwórku przy via Ferruccio. Dnia 14 września wyjechała do Châtelets.

Zdjęcie Marii od Męki Pańskiej z urzędu przełożonej generalnej w marcu 1883 r. głęboko ją dotknęło. Jej korespondencja z tego okresu ukazuje jak bardzo była zjednoczona z Marią od Męki Pańskiej w jej cierpieniu. Gdy Maria od Ducha Świętego zapewniała o jedności jaka istniej między nimi, Maria od Męki Pańskiej pisała: "że między nią i jej córkami jest tylko Bóg, zawsze Bóg i mimo wszystko zawsze zostaniemy zjednoczone".

Kapituła Generalna w 1884 r., podczas której ponownie siostry wybrały Marię od Męki Pańskiej na przełożoną generalną, mianował Marię od Ducha Świętego asystętką generalną. W ramach tego urzędu wyjechała 10 lipca 1884 r. przez Marsylię na nową fundację do Kartaginy, pozostawiając we Francji umierającego ojca. Jej brat Jezuita zmarł kilka miesięcy wcześniej w Indiach 6 lutego 1884 r. na cholerę. Ojciec dowiedział się o tym z gazety i się rozchorował.

Maria od Męki Pańskiej posyłając Marię od Ducha Świętego na pierwszą fundację do Afryki liczyła na jej praktyczność i rozwagę, jaki były konieczne, by rozwiązać złożone problemy związane z nową fundacją. Po przybyciu do Tunisu razem ze swoją towarzyszką Marią od św. Cecylii zamieszkały u Karmelitanek w klauzurze. Sprawy fundacji stały jednak w miejscu jak i planowana przez Kardynała Lavigerie fuzja założonych przez niego sióstr z Misjonarkami Maryi. Miejscem na fundację, które zaproponował Kardynał był stary arabski pałac na pustynnym, skalistym, morskim brzegu, wysoko nad plażą, obok miejsca, gdzie św. Monika opłakiwała ucieczkę swego syna Augustyna do Europy. Droga łącząca Tunis z Kartaginą była bardzo męcząca o tej porze roku. Krótki odcinek można było przejechać pociągiem a potem 5 km trzeba było przejść pieszo.

Dnia 2 sierpnia Maria od Ducha Świętego przysłała Marii od Męki Pańskiej depeszę, w której oznajmiła założenie fundacji. Gdy 7 sierpnia powróciła do Karmelu w pełnym słońcu była zmuszona się położyć. Wezwany lekarz uznał, że przyczyną gorączki jest udar słoneczny i kazał, by ją przeniesiono do nowej fundacji, bo dom Karmelitanek był dla niej za duszny. Kiedy zaniesiono ją do domu św. Moniki nie było tam niczego, tylko jedno łóżko. Nie było żadnych leków, niczym nie można było jej schłodzić, nie było nic do jedzenia. Maria od św. Cecylii zostawiła ją samą i poszła szukać pomocy. Spotkała tylko arabskie dziecko, z którym nie mogła się porozumieć. Kiedy wróciła jej asystentka generalna majaczyła w gorączce a ona myślała, że sama odejdzie od zmysłów. Tylko zawierzenie Bożej Opatrzności, że troszczy się nawet o małe ptaki pozwoliło jej ufać, że Bóg je nie opuści.

Maria od Męki Pańskiej, gdy dowiedziała się o chorobie Marii od Ducha Świętego natychmiast wysłała do Tunisu Marię od Świętych Aniołów z towarzyszką. Kardynał Lavigeri o trudnej sytuacji sióstr dowiedział się dopiero 8 sierpnia. Zareagował natychmiast i od tej chwili nic już siostrom nie brakowało. Jak za uderzeniem czarodziejskiej różdżki przywieziono siostrom środki potrzebne do życia jak również stoły, łóżka, krzesła. Siostra ze zgromadzenia Bon Secour przyszła im gotować. Z pomocą pośpieszyli również Ojcowie Biali. Jeden z nich o. Delattre, młody naukowiec archeolog od tej chwili do końca swego długiego życia będzie służył siostrom duchowo i materialnie. W nocy trzech ojców zamieszkało na parterze, by być stale do dyspozycji sióstr. Gdy Maria od Ducha Świętego dalej miała gorączkę, jeden z ojców poszedł na pieszo po lód, by ją schłodzić do La Goulette oddalonej 10 km od Kartaginy, za co chora była mu bardzo wdzięczna.

Dnia 8 sierpnia Maria od Ducha Świętego odzyskała przytomność po nocy w wysokiej gorączce i majaczeniu. Powiedziała do swojej towarzyszki: "Oto mój krzyż! Przekaż go naszej Matce. Powiedz jej, by wypełnić daną mi przez nią misję dałam wszystko, co uważałam jako moje zadanie do wykonania". Po południu otrzymała sakrament chorych. Dnia 10 sierpnia nie było już dla niej nadziei. Jeden z ojców widząc, że ma świadomość poszedł przynieść jej wiatyk. Gdy wrócił Maria od Ducha Świętego powiedziała: "Oto dobry Bóg wchodzi do św. Moniki" i chora się podniosła mówiąc Chwała Ojcu....Około 10.00 wieczór zaczęła się agonia. Maria od św. Cecylii poszła uprzedzić Ojców Białych i natychmiast o. Delattre wrócił do nie i zaczął odmawiać modlitwy za umierających. Po nich oddała swój ostatni oddech, Tego samego dnia 6 młodych FMM opuściło Châtelets, by udać się na nową fundację.

Następnego dnia Ojcowie Biali celebrowali pierwszą Mszę św. na nowej fundacji, na prowizorycznym ołtarzu o ofiarowali ją w intencji Marii od Ducha Świętego, która poprzez śmierć stała się jej fundatorką. Tego samego dnia wieczorem Kardynał Lavigerie przewodniczył uroczystościom pogrzebowym, w którym uczestniczyli nie tylko Ojcowie Biali, ale siostry zakonne i ważne osobistości z Tunisu. Przedstawiciel Francji w Tunisie reprezentował na pogrzebie Hrabiego d’Erceville, który dowiedziawszy się o śmierci córki odszedł do Pana 14 sierpnia tegoż roku.

Maria od Męki Pańskiej powiadomiła siostry o śmierci Marii od Ducha Świętego w specjalnym liście z 13 sierpnia 1884 r.: "Matka Maria od Ducha Świętego była moją najstarszą towarzyszką, moją siostrą z którą tego samego dnia składałam pierwsze i wieczyste śluby . Bardziej niż ofiarę własnego serca odczuwam jej stratę dla całego Zgromadzenia Była ona dla niego jedną z najlepszych głów i najmocniejszą podporą". W liście przesłała też treść telegramu od Kardynała Lavigerie: "Nasza nieodżałowana i wielebna Matka Maria od Ducha Świętego zasnęła wczoraj wieczór o 10.30. Pochowamy ją dzisiejszego wieczoru tam, gdzie pragnęła, w miejscu, gdzie płakała św. Monika. Ona weźmie prawdziwie w posiadanie w imieniu Waszej zakonnej rodziny tę ziemię, którą przyjdziecie oświecać światłem Ewangelii przez Wasze oddanie i miłosierdzie. To w samej Kartaginie Tertulian napisał, że: "śmierć męczenników jest posiewem chrześcijan".

O. Bernardino da Portogruaro uprzedzony o śmierci Marii od Ducha Świętego napisał: "Czytałem telegram od Marii od św. Cecylii i nie mogłem powstrzymać łez. Odprawiłem Mszę św. za zmarłą. Jak bardzo jestem szczęśliwy, że dane mi było w Marsylii poznać tę świętą duszę. Pokazałem jej biały krzyżyk, który otrzymałem od Was i nosiłem na mojej szyi. Poprosiła bym nie odmówił i go jej oddał".
Maria od św. Damiana dowiedziawszy się o jej śmierci napisała: "Maria od Ducha Świętego była najmocniejszą kolumną Zgromadzenia. Zapewniam Was, że nie mogę uwierzyć, że Pan Bóg tak szybko nam ją zabrał. Ale ona dojrzała do nieba i dlatego Jezus przyszedł po nią. Mam słodką nadzieję, że nasza ukochana Matka jest już w niebie i będzie wypraszać wielkie łaski dla Zgromadzenia, które tak bardzo kochała i służyła mu z wielkim oddaniem".

Dzisiejsza obecność Zgromadzenia nie tylko w Północnej, ale w całej Afryce stała się możliwa dzięki ofierze cierpień i oddanego życia wielu sióstr, których świadectwo uczyniło wiarygodnymi słowa Tertuliana i są kontynuacją oraz potwierdzeniem charyzmatu zainspirowanego Marii od Męki Pańskiej.

Maria od św. Sebastiana, Marie Genévi?ve Amélie Couturier

Couturier urodziła się 18 września 1834 r. w Sainte-Suzanne na wyspie Réunion. Otrzymała bardzo staranne wykształcenie oraz miała wybitny talent muzyczny i kompozytorski. Jako młoda dziewczyna była bardzo entuzjastycznie nastawiona do życia, miała wielu przyjaciół. Zawarte przyjaźnie wyjątkowo pielęgnowała i rozwijała czerpiąc z nich radość życia i pielęgnując w sobie zdolność do poświęcenia się dla innych. Jednocześnie prowadziła bardzo intensywne życie duchowe, które ukrywała przed innymi. Jej duchowość była skoncentrowana na kontemplacji Męki Pańskiej i nieustannego dążenia do zjednoczenia z Bogiem, które każdego dnia się pogłębiało. Miała bardzo mocną i odważną osobowość. Niesiona przez porywczość swojego charakteru często żałowała swoich czynów. Bardzo pracowała nad sobą tak, że jej cierpliwość, łagodność, emocjonalna równowaga były owocem jej współdziałania z łaską i wewnętrznej ciężkiej walki.

W 1867 r. w wieku 33 lat, jej kierownik duchowy, jezuita skierował ją do Stowarzyszenia Maryi Wynagrodzicielki w Saint-Denis. Tam złożyła swoje pierwsze śluby w 1869 r. Miała 35 lat.
We wrześniu 1873 r., gdy z powodu trudnej sytuacji Wynagrodzicielki wycofały się z Saint-Denis, Maria od św. Sebastiana otrzymała posłanie do Madury. W Tuticorin została przyjęta przez Marię od Męki Pańskiej, Prowincjalną. Maria od św. Sebastana przyjechała do Madury z czterema innymi siostrami, z którymi odbyła długą i męczącą podróż wozem ciągnionym przez woły aż do Trichinopoly. Prowincjalna zapewniła im odpoczynek w Adeikalamburam, gdzie udała się razem z nimi, by je lepiej poznać. Napisała potem na temat Marii od św. Sebastiana, że "jest bardzo ofiarna, delikatna i żywa.

Porządkując wszystko można się bardzo dużo spodziewać po tej naturze". Realizując program formacyjny ustalony dla niej przez Marię od Męki Pańskiej, Maria od św. Sebastiana stanie się wybitną i świętą misjonarką. Przeznaczona na misje do Trichinopoly studiowała język tamilski, była podasystentką domu i zakrystianką. To tutaj złożyła swoje śluby wieczyste w święto Niepokalanego Serca Maryi a następnie została posłana do Ootacamund. Jej zdolności muzyczne i artystyczne były bardzo przydatne w prowadzeniu pensjonatu dla dziewcząt. Była tam obecna na pierwszej Mszy św. w nowej fundacji 23 stycznia 1875 r., gdy zostało otworzony dom "Nazaret". Dnia 25 stycznia pisała do Marii od Męki Pańskiej: "Jesteśmy w prawdziwym Nazarecie. Modlę się z całego serca, byśmy posiadały wszystkie cnoty, które były praktykowane przez św. Rodzinę w Nazarecie".

W lutym 1876 r. znów przeżyła radość ze spotkania z Marią od Męki Pańskiej, która została mianowana przełożoną domu w Ootacamund i z którą była bardzo głęboko duchowo związana. Pod koniec kwietnia 1876 r. została przez nową prowincjalną posłana do Tuticorin. Tam podjęła decyzję separacji ze Stowarzyszeniem Maryi Wynagrodzicielki. Do Ootacamund powróciła w czerwcu 1876 r. Kiedy Maria od Męki Pańskiej wyjechała w listopadzie 1876 r. do Rzymu wysłała jej bardzo znaczący mimo stylu epoki list: "Każdego tygodnia będę pisać o sprawach, które nas dotyczą i proszę by, Matka językiem Jezusa przemawiała do nas, jakby była pośród nas. Tym sposobem nasze oddalenie będzie mniej trudne i dla Matki i dla nas".

Nie mogła przewidzieć, że ta separacja będzie na zawsze. Nigdy więcej nie zobaczy już Założycielki. Wiernie wysyłała jej każdego tygodnia "Dziennik", który pozwala odtworzyć dzień po dniu życie małej wspólnoty sióstr, która pozostała w Ootacamund oczekując wieści z Rzymu. Czasami były one pełne nadziei, czasami pełne smutku i trwogi o przyszłość ich misjonarskiego życia. Z wielką radością przyjęły siostry z Ootacamund zatwierdzenie nowego Zgromadzenia Misjonarek Maryi i wieść o pierwszej fundacji we Francji w Saint-Brieuc. W kwietniu 1878 r. rozważano ewentualny wyjazd Marii od św. Sebastiana do pomocy w formacji nowicjuszek.

Jej radość na ponowne spotkanie z Założycielką była wielka, ale projekt nie został zrealizowany. Okazało się, że jej obecność w pensjonacie w Ootacamund jest konieczna i nie do zastąpienia. Dnia 3 kwietnia 1878 r. napisała do Założycielki: "Wielki spokój zapanował w mojej duszy. To tak słodko dla duszy, kiedy nie otrzymuje odpowiedzi związanych z jej pozycją". Pozostało jej więc kontynuowanie pisania "Dziennika" i przesyłanie go co tydzień Założycielce, w którym ukazuje heroiczne życie sióstr, prowokowane przez trudne sytuacje i opisuje je z taką samą prostotą jak o rzeczach przyjemnych, które zmniejszały ciężar życia wspólnotowego.

Dnia 6 stycznia 1885 r. siostry z Ootacamund zostały przyjęte do III Zakonu św. Franciszka z Asyżu. Maria od św. Sebastiana 19 stycznia 1885 r. napisała do Założycielki "Wszystkie siostry promieniują radością. Wasze małe dziecko na to czekało bardzo długo; jestem franciszkanką". Jednocześnie Maria od św. Sebastiana zamierza częściej pisać do o. Rafała: "Napiszę mu każdego miesiąca, by mu zdać sprawę i otworzyć się na strumienie duchowości św. Franciszka, których jestem spragniona". Korespondencja z o. Rafałem ukazuje duchową głębię i transparentność Marii od św. Sebastiana, dzięki którym nigdy się z nią nie spotykając, mógł prowadzić ją duchowo.

W 1885 r. Maria od św. Sebastiana otrzymała propozycję wyjazdu do Chin do Cze-fu, na pierwszą fundację w tym kraju i został mianowana przełożoną wspólnoty, z którą razem udała się na misje. Maria od św. Sebastiana miała 51 lat i napisała do Założycielki, że po ludzku nie nadaje się do tej roli, ale jest gotowa i dyspozycyjna, by wyjechać. Największym jej smutkiem było to, że już nigdy więcej nie zobaczy Marii od Męki Pańskiej i o. Rafała. Cnoty Marii od św. Sebastiana czyniły ją zdolną do ofiary, o którą prosiła Założycielka. Zaczęła więc przygotowania do podróży. Pierwsze co spakowała to było Pismo św. Śpieszyła się, by dokończyć komponowanie zaczętych utworów: muzykę do antyfon do Oficjum o św. Bonawenturze, o które ją prosił o. Bernardino da Portogruaro i kilka utworów, o które prosił o. Piotr Chrzciciel OFM z Clevedon.

Dnia 15 marca 1886 r. opuściła Ootacamund i na Cejlonie dołączyło do niej pięć młodych misjonarek przybyłych z Europy. Mieszkały tam razem kilka dni w Moratuwa. Maria od św. Sebastiana spotkała tam też trzy inne Założycielki: Marię od św. Weroniki, Marię od św. Michała i Marię od św. Filipa. Odpłynęła ze swoją nową wspólnotą 4 kwietnia 1886 r. i 29 kwietnia napisała już z Che-fu, gdzie zamieszkały w prowizorycznym domu. 20 maja 1886 r. została odprawiona tam pierwsza Msza św.

W liście z 11 września pisała że wszystko jest na nowej fundacji jak nasienie, trzeba poczekać, by powstały dzieła. Jeden z odwiedzających biskupów, by ich pocieszyć powiedział: "Nawet jeżeli nie założycie żadnego dzieła nie zmarnujecie czasu, bo adorujecie Najświętszy Sakrament. To przede wszystkim z tego powodu jestem zadowolony, że przybyłyście do Chin". Czekając na rozwój wydarzeń siostry uczyły się chińskiego i 15 września przeniosły się do większego domu nad brzegiem morza, blisko chińskiej dzielnicy.

W liście do Marii od Męki Pańskiej Maria od św. Sebastiana pisała: "Nasze dzieła rozwijają się progresywnie. Chcę mieć dużo dzieci, neokatechumenat, żłobek. Często wydaje mi się, że tracimy czas. Czasami jestem smutna z tego powodu". Kiedy na horyzoncie pojawiła się nadzieja na nowy dom i prowadzenie szpitala oraz szkoły wybuchła epidemia tyfusu. Maria od św. Sebastiana i inne dwie siostry zachorowały na tę chorobę i były w ciężkim stanie. Maria od św. Weroniki jako prowincjalna chciała przyjechać im na pomoc, ale otrzymała decyzję z Rzymu, by wysłała dwie siostry z Ootacamund. Gdy dotarły do Cze-fu Maria od św. Agnieszki już nie żyła.

Gdy 14 października 1887 r. zakończono budowę klasztoru, nowa wspólnota osiedliła się tam definitywnie. Maria od św. Sebastiana radowała się z możliwości rozpoczęcia upragnionego apostolatu, ale nie mogła w nim uczestniczyć z powodu słabego zdrowia. Skutki przebytego tyfusu uniemożliwiły jej nawet grę na organach. 18 stycznia 1888 r. napisała do o. Rafała: "Jeżeli się Bogu podoba bym cierpiała w ten sposób, niech będzie błogosławiony i niech ten stan trwa tyle, ile On chce. Często ofiarowuję się Bogu i jestem oderwana od wszystkiego. Czy to, co przeżywam jest skutkiem moich aktów ofiarowania się? Czasami zapewnia mnie o tym przypływ wewnętrznej radości, ale najczęściej żyję w strachu i trwoga bierze górę".

Koniec 1887 r. i początek 1888 upłynął na organizacji dzieł i realizacji teraz możliwych projektów. Maria od św. Sebastiana uczestniczyła w tym z wielką odwagą mimo słabego zdrowia formując pierwsze młode misjonarki przybyłe z Europy oraz pierwsze powołania chińskie. Jej listy pisane do o. Rafała, który prowadził ją duchowo, pozwalają prześledzić jej duchową noc, której siostry widząc ją zaangażowaną w obowiązki nie dostrzegały: "Moje serce po przejściu tyfusu stało się bardziej suche, bardziej twarde, jak skała dla Chrystusa. Im bardziej postępuję na tej drodze, tym bardziej Bóg oddala się ode mnie. Czuję się sama, tak bardzo sama, że nie mogę się modlić, nie wiedząc jak zdobyć miłość mojego Mistrza. To ja jestem przyczyną tego stanu poprzez moje niewierności, moją niewdzięczność, za małą miłość. Zdarzają się momenty, że moja dusza przechodzi prawdziwą trwogę".

Po zakończonym roku szkolnym w 1888 r. wspólnota mimo strasznego upału rozpoczęła rekolekcje. Jeden z księży mógł wygłosić tylko jedną konferencję na dzień. Maria od św. Sebastiana miała uzupełnić resztę wprowadzeń w medytacje, które dotykały serc. Asystentka domu napisała: "Matka Maria od św. Sebastiana naprawdę czuła się niesiona przez Boga i była szczęśliwa. Zapalała nasze serca poprzez wprowadzenia do medytacji".

Maria od św. Sebastiana znowu się rozchorowała. Tym razem była to cholera. Dnia 1 września 1888 r. napisała ostatni list do o. Rafała: "Spodobało się Panu zesłać na mnie nową próbę, by ją dołożyć do istniejących. Nasz św. Ojciec Franciszek chce nas zwrócić w stronę krzyża, nawrócić na krzyż. W Cze-fu panuje cholera i my płacimy haracz tej strasznej choroby. Od tygodnia są cztery przypadki choroby w klasztorze: dwa lżejsze i dwa ciężkie. Te lekkie to Maria od św. Germaine i Maria od św. Colette. Poważne objawy zaczęły wzbudzać u mnie trwogę, ale Bóg miał nade mną litość i choroba przestała się pogarszać.

Maria od św. Germaine rozchorowała się pierwsza 8 dni temu i dzisiaj po raz pierwszy wstał z łóżka. Maria od św. Colette zachorowała później, ale ma się już lepiej i musi na siebie jeszcze uważać. Jedna z naszych chińskich postulantek chińskich była ciężko chora ze zdecydowanymi objawami cholery, ale stan krytyczny już przeszedł i nie zagraża jej życiu. Jest jednak bardzo słaba. Ostatnia rozchorował się chińska kandydatka do Zgromadzenia, która pragnie wstąpić do postulatu. Ta była najbardziej chora i miała ostry przebieg cholery. Choroba ją przyhamowała, bo wydaje mi się, że nastąpił nagły napływ krwi do głowy. Oddzieliłyśmy chore i zgromadziłyśmy w jednej części domu.

Choroba bardzo szybko rozprzestrzenia się w mieście i ma gwałtowny przebieg. W ciągu kilka godzin a nieraz w ciągu pół godziny człowiek umiera. Często 100 osób umiera jednego dnia. Są chorzy, którzy umierają na ulicy bez udzielenia im pomocy. Cóż za boleść duszy, że nic dla tych chorych nie da się zrobić. Opóźniłyśmy rozpoczęcie szkoły, by nie narażać uczennice, dlatego, że miałyśmy w domu chore na cholerę. Nie napisałam nic na ten temat naszej ukochanej Matce, by nie zamartwiała się z tego powodu. Powzięłam wszelkie konieczne środki, by nie dopuścić do rozprzestrzeniania się choroby w domu i zabezpieczyć nasze siostry przed zarażeniem. Zakończyłyśmy nasze roczne rekolekcje po 6 dniach, kiedy nasze siostry rozchorowały się na cholerę. Okazało się niemożliwym, by je przedłużać.

Mam nadzieję, że Pan Bóg pobłogosławi naszą dobrą wolę. Rekolekcje szły tak dobrze, że bardzo żałuję, że zostały skrócone. Pielęgnacja chorych przerosła siły tych, które nie uczestniczyły w rekolekcjach. Sama jednocześnie odprawiałam rekolekcje i dawałam wprowadzenie do medytacji oraz zajmowałam się chorymi. Dobry Bóg dał mi odczuć w tym czasie jak bardzo wszystko, co nie jest Nim jest puste i jak bardzo bogaty jest ten, który do Niego należy, od Niego pochodzi i żyje dla Niego. Zgoda na wszystko, co Mu się podoba, uczynienie Jego woli swoją, oto pragnienie mojej duszy podczas tych kilku dni rekolekcji doprawionych bólem i niepokojem. Otrzymałyśmy łaskę, by te rekolekcje odbyły się dokładnie i solidnie jak tego wymagają ćwiczenia duchowne. Codzienne zjednoczenie poprzez wzniesienie duszy do Boga, pozostawianie wszystkiego, co Nim nie jest, by zniknąć w Nim podczas męczących i rozpraszających zajęć życiowych oto moje rekolekcyjne postanowienie. Poczułam się winna pod tym względem, gdyż przykre sprawy wynikające z mojego obowiązku nie pozostawiają mnie w spokoju na mojej modlitwie przeszkadzając w zjednoczeniu z Bogiem."

Tego samego dnia napisała do Marii od Męki Pańskiej: "Przeszłam ciężką próbę podczas rekolekcji. W tym czasie odpocznienia w Panu chciałam myśleć tylko o Bogu, użyć wszelkich środków, by Go posiadać i z Nim się jednoczyć coraz bardziej. Ale ta próba była okazją, by mnie zjednoczyć z Nim poprzez zgodę na to, czego On chciał".

Dnia 3 września 1888 r, cierpiąc z powodu pierwszych objawów cholery napisała jeszcze kilka słów do Marii od Męki Pańskiej: "Kończę ten list tego rana. Nie mam już nic więcej do dorzucenia. Proszę o błogosławieństwo. Proszę zawsze liczyć na pełne respektu oddanie Waszego dziecka". Wieczorem choroba nasiliła się. Siostry Maria od św. Magdaleny, Maria Berchmans i Maria od Świętego Potu cały czas czuwały przy jej łóżku. Koło północy przyniesiono jej Wiatyk. Gdzieś między 3.30 a 4.00 nad ranem Maria od św. Sebastiana zasnęła spokojnie w Panu.

Maria od Męki Pańskiej dowiedziała się o jej śmierci dopiero 13 września i nazajutrz napisała w "Dzienniku do swoich córek": "W dzień Podniesienia Krzyża św. przeżywam wielkie cierpienie myśląc o mojej ukochanej córce, która odeszła do wieczności. Moje drogie dzieci jakaż ona była święta. Jej listy pozostaną największym skarbem Zgromadzenia. Cóż za miłosierdzie, energia nawet podczas cierpienia. Wiem w jakim stanie doskonałości przechodziła ona trudne doświadczenia i próby. Odczuwając głęboko jej stratę, nie mogę się jednocześnie nie cieszyć się jej szczęściem, którego jestem pewna".

Dnia 17 września Maria od Męki Pańskiej napisała jeszcze: "Dzisiaj jest święto Stygmatów św. Franciszka. Muzyka do naszych śpiewów jest skomponowana przez Marię od św. Sebastiana. Salve Sancte Pater! Ona teraz pozdrawia w niebie Stygmatyzowanego Ojca a on powinien w niej rozpoznać swoją córkę. Nie wiem czy wiecie, ale żelazem rozpalonym do białości, które miało formę Imienia Jezus, Maria od św. Sebastiana wypaliła sobie na sercu Imię swego Boskiego Oblubieńca. Została tym naznaczona na zawsze. Piszę o tym, choć tak naprawdę nie powinnam odkrywać sekretu tej duszy najbardziej umartwionej na ziemi".

Podczas konferencji wygłoszonej 7 października 1888 r. Maria od Męki Pańskiej wspomniała o Marii od św. Sebastiana: "Śmierć Marii od św. Sebastiana jest nauką dla nas pozostałych Założycielek Zgromadzenia. Trzeba byśmy przejęły jej dziedzictwo. Chcę przeczytać jeszcze raz jej listy i pozostawić jej część duchową jako skarb dla Zgromadzenia. Jedna ich część będzie wam znana natychmiast a druga po mojej śmierci".

Choć projekt wydania listów Marii od św. Sebastiana nie został zrealizowany, Założycielka pierwszego domu w Chinach żyje między nami w swoich kompozycjach. Napisała między innymi nuty do Magnifikat, których pochodzenie wyjaśnia w liście z 21 sierpnia 1888 r. dwa tygodnie przed jej śmiercią Maria od św. Teresy, która ją poprosiła o skomponowanie muzyki. W odpowiedzi Maria od św. Sebastiana napisała jej: "A propos muzyki.... Powierzę Ci z mojej strony genezę powstania Magnifikat, bo nie wiem czy prawdziwe źródło tego utworu jest znane. Jest nim życie przekazane Zgromadzeniu w 1884 r.

Kiedy przyszła wiadomość telegramem do Indii o tym wydarzeniu zrodziła się we mnie tak wielka radość i wdzięczność. Tę wiadomość usłyszałam będąc przy organach, które były naprzeciw statuły Matki Bożej z Lourdes. Ten Magnifikat wyszedł prosto z mojego serca poprzez uniesienie i wybuch zachwytu. Zwrotki zostały trochę potem zmienione, ale refren pozostał ten sam. Ten śpiew zwycięstwa został specjalnie skomponowany, by wykrzyczeć niebu "dziękuję" za zwrócenie naszego skarbu i naszego życia. Moim pragnieniem jest po prostu pokorne przypomnienie, z odrobiną nieśmiałości, że ten Magnifikat śpiewany w naszych domach łączy się ze świętym wspomnieniem. W Indiach i tutaj my go często śpiewamy. Trzeba by chór podjął Magnifikat po każdym trzecim wersecie. Czy jest to boskie piękno czy nie, ale on był skomponowany z intencją tak bardzo drogą naszemu sercu, że wszystkie polubią go śpiewać".

Całe życie Marii od św. Sebastiana streszcza się w tym Magnifikat śpiewanym Panu w świetle jak i w nocy wymagającej całkowitego zdania się na wolę Bożą. Znający ją o. jezuita, gdy jeszcze była młoda i który cały czas z nią korespondował na wieść o jej śmierci napisał: "zawsze, absolutnie zawsze widziałem w niej świętą".

Maria od św. Albana, Grace-Mary Pickles urodziła się 21 kwietnia 1844 r. w Leeds w Anglii w bardzo rygorystycznej rodzinie anglikańskiej. Kiedy miała 5 lat jej matka powiedziała, by modliła się o dwie rzeczy: by Bóg dał jej dobrego męża w przyszłości i o nawrócenie dla katolików. No i otrzymała najlepszego Oblubieńca  a sama nawróciła się na katolicyzm. Wychowywała się w rodzinie wielodzietnej. Jej rodzice wcześnie zmarli a ona i jej rodzeństwo byli wychowywani przez dziadków.  Jej dziadek, dżentelmen z minionej opoki był człowiekiem bardzo gościnnym i Grace czuła się tam bardzo dobrze. Gdy jednego dnia zapowiedziała wizytę ich znajoma, przyjaciółka rodziny, która przeszła na katolicyzm, dziadek zwołał rodzinne zebranie, by się zorientować, czy rodzina wyrazi zgodę.Grace otrzymała więc bardzo surowe wychowanie na wsi a jej edukacją intelektualną i religijną  zajęli się dziadkowie.

W 1863 r., gdy miała 18 lat, w wieku 83 lat zmarła jej babcia i ona oraz cała gromadka jej rodzeństwa znalazła się u ciotki. Ciotka miała swoje dwie własne córki, z którymi relacje nowoprzybyłych nie układały się dobrze. Grace przeczytała w gazecie ogłoszenie, że pewna Irlantka szuka damy do towarzystwa i skorzystała z okazji mimo sprzeciwu ciotki. Czuła się bardzo samotna podejmując tę pracę a do tego nie znosiła katolików. Pierwsze co odkryła w nowej pracy to modlitwę  6 letniego dziecka do Anioła Stróża. Była zdziwiona, że ona nigdy nie zwracała się do swojego oraz modlitwę matki dziecka do Maryi "Zdrowaś Mario".  I słysząc te modlitwy tylko raz poprawnie je zapamiętała, ale pomyślała, ż e nie jest dobrze odmawiać te modlitwy. To ją jednak skłoniło do poszukiwanie prawdy.

Studiowała doktryny różnych sekt, uczestniczyła w spotkaniach Quakersów i w rytach religijnych Jumping Renters. Nic ją jednak nie satysfakcjonowało a wątpliwości nie odstępował: "Gdzie jest prawda?" Zaczęła odwiedzać ubogich, między innymi pewną katoliczkę, która jej powtarzała: "Będziesz bardzo dobrą katoliczką, jak się nią staniesz". Przed śmiercią ta kobieta poleciła Grace, by skontaktowała się z pewnym o. Redemptorystą, do którego jej dała adres. Grace była w kłopocie. Z jednej strony nie chciała pozostawić religi, w której została wychowana a z drugiej zaczęła czytać proste książki, by zrozumieć doktrynę katolicką.

W końcu napisała do o. Redemptorysty, by ją przyjął wcześnie rano, by nikt w domu nie domyślił się w jakim celi i gdzie wyszła. Spotkanie miało się odbyć o 4.00 rano i Grace obudził punktualnie ptak. Została przyjęta przez Ojca dość zimno, ale widząc jej wytrwałość w przestrzeganiu pouczeń zmienił postawę. Przyjął jej uroczyste wyrzeczenie się wiary anglikańskiej i udzielił jej sakramentu bierzmowania i I Komunii. Dorzucił tez imię Mary do jej imienia od chrztu.

Gdy na początku 1867 r. powróciła do rodziny, ta nie chciała jej przyjąć. Jej brat oznajmił, że nie jest jego siostrą. Wynajęła więc dwa pokoje i przez 5 miesięcy mieszkała sama poszukując woli Bożej. Miała 23 lata. Odbyła rekolekcje u Sióstr Wynagrodzicielek w Harley House w Londynie, które zdecydowały o jej życiu. Wstąpiła do Wynagrodzicielek 31 października 1867 r. i została posłana do Tournai do Belgii, by odbyć tam nowicjat. Otrzymała imię zakonne Marii od św. Albana na pamiątkę pierwszego angielskiego męczennika. Po pierwszych ślubach została posłana do Wexfort do Irlandii i przebywała tam 5 lat aż do separacji ze Stowarzyszeniem Maryi Wynagrodzicielki. Najpierw wyjechała do Londynu a potem do Liège, gdzie złożyła swoje śluby wieczyste 3 marca 1875 r. Otrzymała posłanie do Ootacamund.

Dnia 12 marca 1975 r. wsiadła na statek w Marsylii razem z Marią od bł. Ignacego Fernandez a 16 kwietnia przybyły do Madrasu, by 29 kwietnia dotrzeć do Ootacamund. Tam czekała na nią Maria od Męki Pańskiej jako prowincjalna. Maria od św. Albana zawsze wspominała to czułe i serdeczne przyjęcie. "Przypominam sobie dobrze jak  Matka mnie objęła i ucałowała w maleńkim domu w Betlejrm" - napisała jej po latach.

Czekając do lipca na otwarcie szkoły angielskiej, której miała być dyrektorką, pracowała zakrystii w parafii i w refektarzu. 19 czerwca 1876 r. doświadczyła po raz drugi separacji z Wynagrodzicielkami. Tym razem je pozostawiła i pozostała w Ootacamund w szkole angielskiej, która dzięki jej staraniom szybko się rozwijała i była bardzo ceniona w mieście. Jej życiową dewizą było: "Nic dla mnie, wszystko dla Boga". "Można było z nią robić, co kto chciał"– mówiły współsiostry. Była zawsze gotowa do pomocy. Jej życie według Reguły i dokładne zachowywanie Konstytucji stało się legendą i bez wątpienia było owocem jej wierności Chrystusowi, ale również jej wychowana w rodzinie.

Jej przywiązanie dla Zgromadzenia i do Marii od Męki Pańskiej, które było widać w jej listach, było wyjątkowe. Nazywała się "małą Rut" Marii od Męki Pańskiej. Z czasem podpisywała się: "Wasza stara Rut". Swoją obecnością wnosiła wiele dobra do wspólnoty nie tylko poprzez drobne usługi, ale poprzez swój pełen optymizmu charakter i zdanie się na Bożą Opatrzność. Zarażała inne siostry swoim szczęściem. Zawsze widziała dobrą stronę każdej rzeczy i jej relacje z innymi były łatwe i bardzo bliskie. W 1880 r. wyjechała do Coimbatur, gdzie miała założyć szkołę angielską dla 40 dzieci z ubogich rodzin.

Dnia 14 maja 1888 r. napisała: "Spędzam w szkole po pięć godzin każdego dnia, ale nie dodała, że jest dyrektorką dzieł dla Euroazjatek, odpowiedzialną za przyjmowanie chorych i admonitrice (upominającą) dla młodej przybyłej z Europy przełożonej. Ta ostatnia funkcja wystawiała jej naturalną pokorę na wielką próbę. Napisała o tym Marii od Męki Pańskiej: "Jestem coraz bardziej zadowolona z tego, że jestem Franciszkanką Misjonarką Maryi. Jeżeli Matka ma potrzebę mnie zbesztać albo udzielić mi napomnień, proszę się nie bać. Wasza Rut będzie zadowolona z bycia poprawianą".
W grudniu 1889 r. jej obecność i zdolności zarządzania szkołą stały się konieczne w domu w Méliapour, który został ufundowany rok wcześniej. Były tam problemy z założeniem angielskiej szkoły. Maria od św. Albana wyjechała tam w styczniu 1890 r. bardzo żałując Coimbatur, gdzie przebywała przez 10 lat. Jej wyjazd opłakiwali wszyscy, ponieważ była bardzo kochana.

Szkoła w Méliapour pod jej dyrekcją zaczęła się rozwijać i uczniowie zgłaszali się setkami. Będąc wykształcona muzycznie dawała lekcje pianina i prowadziła śpiew liturgiczny w katedrze od marca do grudnia 1896 r. Po śmierci Marii od bł. Jana de Britto na niej spoczywał obowiązek odpowiedzialnej za wspólnotę w Méliapour. Kiedy pod koniec roku przybyła młoda nowa przełożona. Maria od św. Albana napisała do Marii od Męki Pańskiej: "Byłam maleńką przełożoną wspólnoty, ale od dzisiaj już koniec. Trzeba podziękować za to Bogu, że pozwolił mi przekazać ten obowiązek, gdyż moja dusza jest mocniejsza, gdy mogłam zobaczyć nędze mego życia. Tera będę słuchać na miejsce rozkazywania. Wiem, że najlepsze dla mnie jest ostatnie miejsce w domu."
Następnego roku opuściła to ostatnie najbardziej preferowane przez nią miejsce w domu podczas choroby przełożonej. W Méliapour królowało totalne ubóstwo, więc znając angielskie rodziny Maria od św. Albana chodziła do nich na kwestę. "Wasza Rut maszeruje jak młoda dziewczyna, kiedy trzeba, mimo jej wieku. Wkrótce minie 25 lat jak jestem w regionie Madury. Jak wiele łask i darów w tym czasie otrzymałam" - pisała do Marii od Męki Pańskiej.

W 1894 r. założono nową fundację w Palgath w diecezji Coimbatur i Wikariusz Apostolski zażyczył sobie założenie szkoły, która była jedyna okolicy. Szkoła została otworzona w 1898 r., ale potrzebowała nauczycielki z dyplomem i doświadczeniem nauczania. 28 października 1898 r. Maria od św. Albana przybyła tam jako przełożona i nauczycielka.. "Myślałam, że już się do niczego nie nadaję a w Palgath staram się jak najlepiej wykonywać to, co mogę" - pisała do Marii od Męki Pańskiej. Mimo epidemii dżumy, która sprawiła, że wszyscy ludzie pouciekali do lasu, bojąc się zarażenia, mimo problemów przy budowie klasztoru, szpitala, przychodni i szkoły wszystkie prace posówały się naprzód. Jej korespondencja jest pełna entuzjazmu dla tego niewielkiego, odizolowanego miejsca, które było prawdziwym terenem misyjnym.

Jej misyjne doświadczenie, znajomość angielskiego i zdolności organizacyjne oraz do zarządzania były powodem, że ciągle była proszona do innych domów, gdy nie mogły sobie poradzić z trudnościami. Ona załatwiała wszystkie trudne sprawy z autorytetami cywilnymi i często jeździła do Coimbatur. W marcu 1899 r. oznajmiła Marii od Męki Pańskiej: "Wasza stara Rut od listopada odbyła co najmniej 10 podróży między Palgath a Coimbatur".

 Dnia 6 września 1899 r. Maria od św. Albana powróciła ostatecznie do Coimbatur bardzo osłabiona po przebytej operacji, ale natychmiast zajęła się szkołą angielską w misji. W 1901 r. założono nową fundację na Górze św. Tomasza blisko Madrasu i otwarto tam szkołę angielską, która miała same trudności. Maria od św. Albana była już dobrze znana w Madrasie ze swych kompetencji jako dyrektorka angielskich szkół i tylko jej obecność mogła pomóc w tym, by bardzo liczne w tym rejonie rodziny angielskie miały gdzie posłać swoje dzieci do szkoły. W tej miejscowości stacjonował garnizon wojskowy i Maria od św. Albana nawiązała wystarczające relacje z angielskimi władzami, by zdobyć potrzebną pomoc pieniężną.

W czerwcu 1904 r. opuściła więc Coimbatur udając się na Górę św. Tomasza, gdzie czekały ją szczęśliwe lata. Każdego ranka schodziła 143 schody do szkoły i tą samą drogą wracała po południu w tropikalnym słońcu albo w monsunowym deszczu do klasztoru. Tam dawał jeszcze lekcje muzyki, przyjmowała wizyty oficerów, żołnierzy irlanckich i angielskich, wśród których prowadziła w bardzo delikatny sposób owocny apostolat. Prawie każdego roku musiała przejmować odpowiedzialność za wspólnotę podczas okresowej nieobecności przełożonej.

Maria od św. Albana lubiła ten mały klasztor na górze i stare sanktuarium na miejscu grobu św. Tomasza poświęcone Matce Bożej Oczekującej (Nadziei), gdzie obecność relikwii przywróciła jej nowe życie. Lubiła wszystkie święta a szczególnie to 18 grudnia, które gromadziło wszystkich chrześcijan i niechrześcijan na nocnej procesji ze światłami i śpiewem. 

Bardzo szybko zleciało 18 lat jej pobytu na Górze św. Tomasza. W 1922 r. jej zdrowie zaczęło dostrzegalnie słabnąć. Po krótkim pobycie w Méliapour i następnie w Coimbatur wyjechała w Niebieskie Góry. Na wiosnę 1925 r. przybyła do Koragiri, gdzie 28 kwietnia wspólnota świętowała jej 50 lecie pobytu w Indiach. Te pół wieku Maria od św. Albana przeżyła w autentycznej dyspozycyjności "gotowa iść wszędzie, jak i pozostać w najuboższym kącie", według nauki, jaką otrzymała od Marii od Męki Pańskiej w 1882 r. Jej regularna korespondencja, często cotygodniowa z przełożoną generalną urwała się 26 grudnia 1926 r. kilka miesięcy później 26 kwietnia 1927 r. odeszła do Pana.  

Maria od św. Michała oznajmiła siostrom Zgromadzenia  śmierć ostatniej z grupy Założycielek. Jej życie wypełnione pracą i bardzo budujące we wszystkich wymiarach może służyć jako model  dla pokoleń w przyszłości a szczególnie jej pokora, posłuszeństwo, duch ubóstwa. Przełożona Generalna żałowała tylko, że po tym ostatnim zgonie, trzeba będzie uznać rozdział początków Zgromadzenia za definitywnie zakończony.

Tłumaczenie z francuskiego s. Anna Siudak, fmm